
Pierwszy dzień powrotu z Rzymu do Polski naznaczony został tematem „świętych gór”, do wejścia, na które zaprosił nas Pan. Towarzysząca temu – po rozkrzyczanych Neapolu i Rzymie – cisza, sprzyjała refleksji nad przeżytymi treściami.
W trakcie pielgrzymki jubileuszowej, oprócz Rzymu, nie mogło zabraknąć sanktuarium w Greccio. To przy tutejszej pustelni, w skalnej grocie, św. Franciszek po raz pierwszy zorganizował żywą szopkę. Było to przy okazji Bożego Narodzenia 1223 roku. Cisza betlejemskie nocy trwa do dziś, w tym przyklejonym do skały klasztorze, i to była nasza pierwsza góra. Historia szopki rozpoczęła się więc tutaj od inscenizacji szopki, złożonej z wiernych oraz braciszków, wspólnie świętujących ubóstwo Boga, który stał się Człowiekiem. Na tym praesepium, czyli żłóbku, Eucharystia była sprawowana przez obecnego tam kapłana. Później św. Franciszek wielokrotnie porównywał ołtarz do żłóbka, w którym podczas sprawowanej Eucharystii rodzi się dla nas Bóg. Nawiedzenie tego miejsca, było dla nas okazją do chwili prywatnej adoracji Dzieciątka. W tym czasie cała grupa śpiewała kolędy, dziękując za dar Wcielenia. Dobrze jest zatrzymać się na górze Emmanuela – Boga z Nami. Wie to każdy, kto doświadcza rodzinnych Wigilii i atmosfery Pasterki.
Drugą górą stała się dla Cascia z sanktuarium św. Rity. W tutejszym klasztorze augustianek spędziła drugą połowę swego życia. Duch pokuty i nabożeństwo do Bożej męki oraz stygmat rany na głowie sprawiły, że ta prosta zakonnica osiągnęła głębię życia duchowego. Symbolem tego są legendy; o podlewanym przez nią, w duchu posłuszeństwa, kiju, który zakwitł różami oraz o róży znalezionej w zimie. Między innymi te wydarzenia i dziejące się potem za jej przyczyną cuda, uczyniły z niej patronkę spraw beznadziejnych. Miejsce to jest pytaniem o naszą wytrwałość we wchodzeniu na „górę posłuszeństwa”, co przypomnieliśmy sobie na Eucharystii przeżywanej z dwoma polskimi grupami.
I wreszcie przyszedł czas na trzecią, tym razem również fizyczną górę w Roccaporenie, rodzinnej miejscowości św. Rity. Tu zmierzyła się ona z zabójstwem męża, odrzuceniem dokonania wendety, ofiarą śmierci synów oraz duchowym zmaganiem o nawrócenie morderców i rodziny pragnącej odwetu, a także o ich pojednanie. Modlitwy i pokuta podjęte w tych sprawach przyniosły zbawienne owoce. Dlatego i my, idąc w milczeniu na skałę modlitwy św. Rity, rozważaliśmy drogę Krzyżową. Szukaliśmy w idącym nią Chrystusie oraz towarzyszących Mu osobach znaków właściwie i niewłaściwie przeżywanej nadziei wraz z otwarciem na przebaczenie i pojednanie. Wysiłek wejścia na stumetrową skałę, piękno otoczenia i usłyszane rozważania sprzyjały duchowej wspinaczce. Dopełnieniem było świadectwo ks. Krzysztofa o uratowaniu go od zamachu mafii, usłyszane w kościele sanktuaryjnym. Otrzymane od niego róże, będą nam przypominać o trudzie, ale pięknie życia zjednoczonego z Bogiem. Na takie góry warto wchodzić, bo „widoki” są niepowtarzalne i nie do przecenienia. Schodząc z nich w codzienność, łatwiej unieść góry swoich problemów i ludzkiej biedy, o co modliliśmy się w modliwie różańcowej. A zakończyliśmy ten dzień w hotelu na obrzeżach Asyżu, w którym w roku 1969 przebywał ówczesny kard. Karol Wojtyła. Widok z tej góry też pobudzał do zadumy.
W ten dzień ciszy i refleksji warto przypomnieć sobie Boże orędzie: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą.” /Iz 54, 10/





























